-Wiktoria..-powiedział ucieszony a zarazem zmieszany chłopak. Z jego twarzy można było wyczytać, że nadal nie może poradzić sobie z tym co się stało. Dziewczynie aż serce się ścisnęło na widok jego zapłakanych oczu, niechlujnej sylwetki i ogólnego stanu .
-Nie, nie mówi nic , pozwól, że ja Ci coś powiem- nie dała mu dojść do słowa- właśnie uświadomiłam sobie, jak bardzo ważny jesteś dla mnie. Nie umiem i nie chcę żyć bez Ciebie, to co się ostatnio wydarzyło to, to nieważne, ważne tak naprawdę jest to co czuję do Ciebie i co TY czujesz do mnie. Chcę być z Tobą, być przy Tobie bo wiem , że ja i Ty to coś co jest na pewno i co nadal jest ważne.- powiedziała bez zająknięcia jakby przez całą drogę taksówką układała sobie w głowie regułkę. Spojrzała na chłopaka, stał z osłupiałą miną, jedna łza spływała mu po policzku, a druga zawieszona była na koniuszku rzęsy. Nagle drgnął jakby obudzony ze snu, ponownie przytulił dziewczynę i wyszeptał jej do ucha - Kocham Cię, każdy dzień bez Ciebie , ze świadomością że Cię tracę zabijał mnie. Dziękuje, dziękuję za to że jesteś, za to że mi wybaczyłaś. Wiktoria przetarła jemu oczy, złapała go za rękę i pociągnęła do jego pokoju, już przed drzwiami zaczęła go całować, tak jak całowali się zawsze to były ich pocałunki, ich kawałek nieba. Dziewczyna popchnęła Patryka na łóżko siadając na nim - Wiki co ty robisz?- zapytał zdezorientowany- Cicho, teraz nie gadamy kochanie- zamknęła mu usta pocałunkiem.
wszystko, to tylko czysta fantazja
Dear Diary...!

czwartek, 8 marca 2012
piątek, 9 września 2011
cdn...
-Witam Cię drogie dziecko- przywitała ją starsza Pani z miłym uśmiechem.
-Dzień Dobry. Przepraszam, że zawracam Pani głowę, ale stwierdziłam że może by Pani chciała to odzyskać-powiedziała dziewczyna pokazując naszyjnik. Kobieta wzięła go do ręki obejrzała, a w jej oczach stanęły łzy.
-Przepraszam, wszystko w porządku?-zapytała Wiktoria głaszcząc siwą Panią po ramieniu.
-Tak, tak. Wejdź proszę, poczekaj zrobię Ci herbatę- odpowiedziała Pani prowadząc ją do salonu. Dom był przepięknie i bogato urządzony. Dziewczyna była zachwycona tym domem. Było bardzo czysto i urządzone w stylu klasycznym, wszędzie było dużo książek i antyków. Dziewczyna rozglądała się chwilę, po czym do salonu weszła pani z herbatą i ciastkami. Posiedziały chwilę i starsza Pani zaczęła dziewczynie opowiadać historię łańcuszka.
- Miałam 16 lat jak poznałam pewnego chłopca o imieniu Krzysztof. Na początku to była zwykła przyjaźń, bo jak dobrze wiesz w moich czasach związek dwojga młodych ludzi był nie dopuszczalny. Krzyś był starszy ode mnie o 2 lata. Przez dwa lata się często spotykaliśmy, czytaliśmy razem książki, jeździliśmy konno, chodziliśmy na spacery. Nikt nie widział w tym nic podejrzanego, gdyż nasze rodziny się ze sobą przyjaźniły, więc siłą rzeczy spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Po dwóch latach ja czułam do niego coś więcej, lecz bałam się jemu o tym powiedzieć. Dokładnie 14 lutego 1956 roku Krzysiu zaprosił mnie na spacer. Poszliśmy do naszej fontanny, gdy tam doszliśmy wszystko było tak pięknie przygotowane-opowiadała Pani ze łzami w oczach ściskając, w starej malutkie, aczkolwiek zadbanej rączce- były świece i kolacja i wino. Wtedy właśnie Krzysiu się mi oświadczył. Powiedział, że jestem dla niego kimś więcej niż przyjaciółką i że chciałby spędzić ze mną resztę życia, bez chwili namysłu się zgodziłam. Nasze narzeczeństwo trwało 2 lata, mieliśmy ślub zaplanowany na 14 lutego 1959 roku. Pewnego dnia, na 4 miesiące przed naszym ślubem była pewna potańcówka, mieliśmy na nią pójść razem z racji tego, że byliśmy zaręczeni. Niestety ja strasznie źle się czułam, ale kazałam Krzysiowi iść samemu. Po dwóch godzinach uznałam, że bardzo za nim tęsknię i poszłam na tą potańcówkę, weszłam do baru i zobaczyłam Krzysztofa całującego i macającego się z moją najlepszą przyjaciółką. - w tym momencie starszej Pani łzy pociekły po policzkach, Wiktoria złapała panią za rękę, a ta zaczęła opowiadać dalej- czułam się strasznie skrzywdzona, kochałam go, a on zrobił mi takie świństwo, ośmieszył mnie na oczach wszystkich naszych znajomych, zdradził mnie. Wróciłam szybko do domu i opowiedziałam wszystko mojej mamie, ona to zbagatelizowała, ale ja nie wyobrażałam sobie dalszego życia z tym człowiekiem. Zerwałam nasze zaręczyny i wyjechałam do cioci na wschód. Po roku doszłam do wniosku, że nie potrafię żyć bez niego. Wróciłam do Szczecina, lecz niestety nigdy więcej nie dane było mi go spotkać. Został mi po nim tylko ten łańcuszek, który właśnie wtedy zgubiłam i wyblakłe fotografie. Okazało się, że Krzysztof poszedł do wojska i wyjechał gdzieś na misję, jego rodzina wyprowadziła się i już nigdy więcej o nim nie słyszałam.- skończyła opowiadać ocierając łzy. Wiktoria bardzo polubiła małą, siwą panią i postanowiła opowiedzieć jej swoją historię. Opowiedziała jej o wszystkim, o tym jak spotkała Patryka, o ich związku, o pierwszej kłótni i o felernym zajściu na walce..
-...i od tamtego dnia jego nie widziała, wiem, że on szuka ze mną kontaktu ale ja czuje dokładnie to samo co Pani, nie wiem co mam robić- powiedziała rozpłakana już dziewczyna. Starsza pani usiadła koło niej na kanapie przytuliła ją jak swoją własną wnuczkę i powiedziała:
-wiesz kochanie, najważniejsze to musisz posłuchać głosu swojego serca. Ono powie Ci prawdę. Musisz zastanowić się czy to co ten chłopiec Ci zrobił, potrafi przyćmić fakt, że go kochasz. Musisz się zastanowić i zrobić coś w tym kierunku, abyś później tak jak ja przez 53 lata nie żałowała tego co zrobiłaś.- poprawiła jej włosy. Dziewczyna bardzo mocno przytuliła się do pani i pocałowała ją w policzek.
-Zostawię pani mój numer, jeżeli będzie pani chciała jeszcze się spotkać to niech pani do mnie zadzwoni. A teraz muszę lecieć- powiedziała Wiktoria zapisując swój numer na kartce.
-Wpadaj kochanie zawsze jak będziesz miała ochotę.- odpowiedziała jej pani przytulając ją na pożegnanie.
Dziewczyna jechała taksówką z wielkim bólem brzucha. Wysiadła na dobrze sobie znanej ulicy, zapłaciła kierowcy i poszła. Łzy leciały jej po policzkach rozmazując jeszcze bardziej wcześniej rozmazany już tusz do rzęs. Stanęła przed brązowymi drzwiami. Zadzwoniła. Po chwili usłyszała dobrze znane sobie kroki. Drzwi się otworzyły i to co w nich zobaczyła ścisnęło jej serce. W drzwiach stał jej Patryk. Ubrany był w stary rozciągnięty dres, oczy miał tak przekrwione jakby od tygodnia ciągle płakał. Zobaczyła w jego oczach taką pustkę, wielki żal i nienawiść do samego siebie.
Z ust dziewczyny wydobył się cichutki szloch
-KOCHAM CIĘ!- powiedziała i rzuciła się jemu w ramiona.
-Dzień Dobry. Przepraszam, że zawracam Pani głowę, ale stwierdziłam że może by Pani chciała to odzyskać-powiedziała dziewczyna pokazując naszyjnik. Kobieta wzięła go do ręki obejrzała, a w jej oczach stanęły łzy.
-Przepraszam, wszystko w porządku?-zapytała Wiktoria głaszcząc siwą Panią po ramieniu.
-Tak, tak. Wejdź proszę, poczekaj zrobię Ci herbatę- odpowiedziała Pani prowadząc ją do salonu. Dom był przepięknie i bogato urządzony. Dziewczyna była zachwycona tym domem. Było bardzo czysto i urządzone w stylu klasycznym, wszędzie było dużo książek i antyków. Dziewczyna rozglądała się chwilę, po czym do salonu weszła pani z herbatą i ciastkami. Posiedziały chwilę i starsza Pani zaczęła dziewczynie opowiadać historię łańcuszka.
- Miałam 16 lat jak poznałam pewnego chłopca o imieniu Krzysztof. Na początku to była zwykła przyjaźń, bo jak dobrze wiesz w moich czasach związek dwojga młodych ludzi był nie dopuszczalny. Krzyś był starszy ode mnie o 2 lata. Przez dwa lata się często spotykaliśmy, czytaliśmy razem książki, jeździliśmy konno, chodziliśmy na spacery. Nikt nie widział w tym nic podejrzanego, gdyż nasze rodziny się ze sobą przyjaźniły, więc siłą rzeczy spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Po dwóch latach ja czułam do niego coś więcej, lecz bałam się jemu o tym powiedzieć. Dokładnie 14 lutego 1956 roku Krzysiu zaprosił mnie na spacer. Poszliśmy do naszej fontanny, gdy tam doszliśmy wszystko było tak pięknie przygotowane-opowiadała Pani ze łzami w oczach ściskając, w starej malutkie, aczkolwiek zadbanej rączce- były świece i kolacja i wino. Wtedy właśnie Krzysiu się mi oświadczył. Powiedział, że jestem dla niego kimś więcej niż przyjaciółką i że chciałby spędzić ze mną resztę życia, bez chwili namysłu się zgodziłam. Nasze narzeczeństwo trwało 2 lata, mieliśmy ślub zaplanowany na 14 lutego 1959 roku. Pewnego dnia, na 4 miesiące przed naszym ślubem była pewna potańcówka, mieliśmy na nią pójść razem z racji tego, że byliśmy zaręczeni. Niestety ja strasznie źle się czułam, ale kazałam Krzysiowi iść samemu. Po dwóch godzinach uznałam, że bardzo za nim tęsknię i poszłam na tą potańcówkę, weszłam do baru i zobaczyłam Krzysztofa całującego i macającego się z moją najlepszą przyjaciółką. - w tym momencie starszej Pani łzy pociekły po policzkach, Wiktoria złapała panią za rękę, a ta zaczęła opowiadać dalej- czułam się strasznie skrzywdzona, kochałam go, a on zrobił mi takie świństwo, ośmieszył mnie na oczach wszystkich naszych znajomych, zdradził mnie. Wróciłam szybko do domu i opowiedziałam wszystko mojej mamie, ona to zbagatelizowała, ale ja nie wyobrażałam sobie dalszego życia z tym człowiekiem. Zerwałam nasze zaręczyny i wyjechałam do cioci na wschód. Po roku doszłam do wniosku, że nie potrafię żyć bez niego. Wróciłam do Szczecina, lecz niestety nigdy więcej nie dane było mi go spotkać. Został mi po nim tylko ten łańcuszek, który właśnie wtedy zgubiłam i wyblakłe fotografie. Okazało się, że Krzysztof poszedł do wojska i wyjechał gdzieś na misję, jego rodzina wyprowadziła się i już nigdy więcej o nim nie słyszałam.- skończyła opowiadać ocierając łzy. Wiktoria bardzo polubiła małą, siwą panią i postanowiła opowiedzieć jej swoją historię. Opowiedziała jej o wszystkim, o tym jak spotkała Patryka, o ich związku, o pierwszej kłótni i o felernym zajściu na walce..
-...i od tamtego dnia jego nie widziała, wiem, że on szuka ze mną kontaktu ale ja czuje dokładnie to samo co Pani, nie wiem co mam robić- powiedziała rozpłakana już dziewczyna. Starsza pani usiadła koło niej na kanapie przytuliła ją jak swoją własną wnuczkę i powiedziała:
-wiesz kochanie, najważniejsze to musisz posłuchać głosu swojego serca. Ono powie Ci prawdę. Musisz zastanowić się czy to co ten chłopiec Ci zrobił, potrafi przyćmić fakt, że go kochasz. Musisz się zastanowić i zrobić coś w tym kierunku, abyś później tak jak ja przez 53 lata nie żałowała tego co zrobiłaś.- poprawiła jej włosy. Dziewczyna bardzo mocno przytuliła się do pani i pocałowała ją w policzek.
-Zostawię pani mój numer, jeżeli będzie pani chciała jeszcze się spotkać to niech pani do mnie zadzwoni. A teraz muszę lecieć- powiedziała Wiktoria zapisując swój numer na kartce.
-Wpadaj kochanie zawsze jak będziesz miała ochotę.- odpowiedziała jej pani przytulając ją na pożegnanie.
Dziewczyna jechała taksówką z wielkim bólem brzucha. Wysiadła na dobrze sobie znanej ulicy, zapłaciła kierowcy i poszła. Łzy leciały jej po policzkach rozmazując jeszcze bardziej wcześniej rozmazany już tusz do rzęs. Stanęła przed brązowymi drzwiami. Zadzwoniła. Po chwili usłyszała dobrze znane sobie kroki. Drzwi się otworzyły i to co w nich zobaczyła ścisnęło jej serce. W drzwiach stał jej Patryk. Ubrany był w stary rozciągnięty dres, oczy miał tak przekrwione jakby od tygodnia ciągle płakał. Zobaczyła w jego oczach taką pustkę, wielki żal i nienawiść do samego siebie.
Z ust dziewczyny wydobył się cichutki szloch
-KOCHAM CIĘ!- powiedziała i rzuciła się jemu w ramiona.
czwartek, 8 września 2011
2 tygodnie później..
..Wiktorię wypisano dzisiaj ze szpitala. Po tygodniu pobytu w szpitalu wybudzono ją ze śpiączki, jej stan się poprawił, jednak nie chciała z nikim rozmawiać do nikogo się nie odzywała, a pielęgniarki poprosiła żeby nie wpuszczały do niej Patryka. Od pamiętnego zajścia po walce nie widziała jego, wiedziała tylko od nich, że codziennie do niej przychodzi. Nie chciała go widzieć, nie wiedziała też co się z nim dzieje. Dzisiaj już się czuła dobrze i od rana w domu strasznie jej się nudziło, była tak załamana tym co się stało, że nie cieszyła ją nawet obecność taty. Wiktoria chodziła z kąta w kąt nie rozmawiając z nikim, chwilę tylko pogadała z Laurą, która przyszła z Bartkiem, ale później zbyła ja tym że chce się położyć spać. Następnego dnia wstała normalnie i poszła do szkoły. Tam wszyscy do niej podchodzili , pytali jak się czuję fizycznie i psychicznie , po pewnym czasie zaczęło ją to denerwować i kolejnych ciekawski zbywała półsłówkami. Nie można było powiedzieć, że jej stan psychiczny wracał tak szybko do normalności jak fizyczny, ale Wiktoria słynęła z tego, że była świetną aktorką. Lekcje w szkole minęły jej dość szybko, z racji tego że dzisiaj kończyła po 12. Dziewczyny próbowały ją namówić na jakąś kawę i ciastko, ale nie bardzo miała na to ochotę. Od razu po szkole miała zamiar udać się do domu, ale bezmyślnie skręciła do parku. Przechodząc przez niego przypominały jej się wszystkie spędzone chwile z Patrykiem, ich kłótnie o ćpanie, ich ławkę i w końcu dotarła do opuszczonej fontanny. Gorące łzy delikatnie popłynęły po jej różowych od mrozu policzkach. Usiadła bezsilnie na ziemi i zobaczyła coś błyszczącego , wzięła to do ręki i dokładnie obejrzała. Był to bardzo stary łańcuszek z przywieszonym serduszkiem, na którym był wygrawerowany napisz ''na zawsze razem'' a po drugiej stronie data ''14.02.1956 rok'' dziewczyna otarła łzy i jeszcze raz obejrzała ziemie i wnętrze fontanny, myślała, że może coś jeszcze znajdzie ale już nic nie było. Wsadziła łańcuszek do kieszeni i wróciła do domu.
-Wiktoria chodź na obiad- krzyknęła mama od razu na wejściu dziewczyny do domu. Od kiedy wypisali ją ze szpitala, każdy się obchodzi z nią jak z jajkiem. Dziewczyna posłusznie zjadła obiad i poszła pospiesznie na górę do siebie. Rozebrała się, wyciągnęła naszyjnik, odpaliła laptopa i obejrzała jeszcze raz łańcuszek. Znalazła na nim nazwę jubilera, którą wpisała w wyszukiwarkę, za chwilę wyskoczył jej adres jubilera, przepisała go na karteczkę i poleciała. Jechała prawie 30minut przez całe miasto, w końcu wysiadła i poszła we wskazanym przez przechodnia kierunku. Dotarła to starej kamienicy, na której końcu znajdował się malutki jubiler. Z zewnątrz wyglądało to trochę obskurnie, ale gdy się weszło do środka było tam po prostu przepięknie. Wszystko znajdowało się w złoto-czerwonych tonacjach, było widać i czuć jeden wielki przepych. Za wielkim dębowym biurkiem siedział, siwy starszy pan wpatrujący się w jakieś papiery. Wiktoria podeszła do pana, ten zauważając ją ciepło się uśmiechnął
-w czym mogę pomóc panience?-zapytał z uśmiechem.
-Dzień Dobry, wiem, że pewnie nie będzie mi mógł pan pomóc, ale dzisiaj w starym parku na nowym mieście znalazłam ten łańcuszek-podała panu-i jest na nim nazwa pana sklepu i chciałabym jeżeli oczywiście to możliwe dowiedzieć się do kogo to należy, bo zapewne jest to ważne dla tej osoby i chciałabym jej to zwrócić.-powiedziała patrząc na miłego pana.
- wiesz teoretycznie nie mogę podać Ci takich informacji , ale poczekaj tutaj chwilę.-powiedział, uśmiechnął się i zniknął na zapleczu. Po około 10minutach wrócił
-Tak się składa, że właścicielką tego naszyjnika jest moja bardzo dobra znajoma i zadzwoniłem do niej i przedstawiłem Twoją sprawę i ona zgodziła się z Tobą spotkać. Tutaj masz adres pod który się udać, życzę Ci powodzenia i w zawsze możesz do mnie wpaść w odwiedziny.-powiedział ściskając dłoń dziewczyny i oddając jej naszyjnik razem z karteczką z nazwiskiem i adresem. Wiktoria pożegnała się z miłym panem i wyszła od jubilera i udała się na główną ulicę. Tam złapała taksówkę i podała kierowcy adres pod który ma ją zawieźć.
Jechała dość długo, bo aż za miasto. Kierowca zatrzymał się przed dużym dworkiem. Dziewczyna zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła. Szła powoli oglądając uważnie podwórko, podeszła do drzwi i zadzwoniła. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i na progu stanęła, starsza, siwa, malutka Pani...
-Wiktoria chodź na obiad- krzyknęła mama od razu na wejściu dziewczyny do domu. Od kiedy wypisali ją ze szpitala, każdy się obchodzi z nią jak z jajkiem. Dziewczyna posłusznie zjadła obiad i poszła pospiesznie na górę do siebie. Rozebrała się, wyciągnęła naszyjnik, odpaliła laptopa i obejrzała jeszcze raz łańcuszek. Znalazła na nim nazwę jubilera, którą wpisała w wyszukiwarkę, za chwilę wyskoczył jej adres jubilera, przepisała go na karteczkę i poleciała. Jechała prawie 30minut przez całe miasto, w końcu wysiadła i poszła we wskazanym przez przechodnia kierunku. Dotarła to starej kamienicy, na której końcu znajdował się malutki jubiler. Z zewnątrz wyglądało to trochę obskurnie, ale gdy się weszło do środka było tam po prostu przepięknie. Wszystko znajdowało się w złoto-czerwonych tonacjach, było widać i czuć jeden wielki przepych. Za wielkim dębowym biurkiem siedział, siwy starszy pan wpatrujący się w jakieś papiery. Wiktoria podeszła do pana, ten zauważając ją ciepło się uśmiechnął
-w czym mogę pomóc panience?-zapytał z uśmiechem.
-Dzień Dobry, wiem, że pewnie nie będzie mi mógł pan pomóc, ale dzisiaj w starym parku na nowym mieście znalazłam ten łańcuszek-podała panu-i jest na nim nazwa pana sklepu i chciałabym jeżeli oczywiście to możliwe dowiedzieć się do kogo to należy, bo zapewne jest to ważne dla tej osoby i chciałabym jej to zwrócić.-powiedziała patrząc na miłego pana.
- wiesz teoretycznie nie mogę podać Ci takich informacji , ale poczekaj tutaj chwilę.-powiedział, uśmiechnął się i zniknął na zapleczu. Po około 10minutach wrócił
-Tak się składa, że właścicielką tego naszyjnika jest moja bardzo dobra znajoma i zadzwoniłem do niej i przedstawiłem Twoją sprawę i ona zgodziła się z Tobą spotkać. Tutaj masz adres pod który się udać, życzę Ci powodzenia i w zawsze możesz do mnie wpaść w odwiedziny.-powiedział ściskając dłoń dziewczyny i oddając jej naszyjnik razem z karteczką z nazwiskiem i adresem. Wiktoria pożegnała się z miłym panem i wyszła od jubilera i udała się na główną ulicę. Tam złapała taksówkę i podała kierowcy adres pod który ma ją zawieźć.
Jechała dość długo, bo aż za miasto. Kierowca zatrzymał się przed dużym dworkiem. Dziewczyna zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła. Szła powoli oglądając uważnie podwórko, podeszła do drzwi i zadzwoniła. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i na progu stanęła, starsza, siwa, malutka Pani...
środa, 7 września 2011
...
Damian i Bartek weszli do sali w której leżała dziewczyna i ujrzeli Patryka śpiącego na jej brzuchu.
-Cholera przecież byli tacy szczęśliwi- powiedział z nerwami Bartek
-Nie wiem co jemu odbiło, ale widać, że najbardziej z nas to przeżywa.- odpowiedział mu Damian i ruszył do chłopaka. Podszedł i zobaczył zaczerwieniona twarz od płaczu, brudną od źle zmytej krwi po walce.
-Ej stary, idź do domu się prześpij. Wrócisz do niej rano- powiedział klepiąc Patryka po ramieniu. Chwilę marudził, ale w końcu dał się namówić i poszedł do domu. Pół godziny później do szpitala przyjechała roztrzęsiona mama Wiktorii, wypytała lekarzy o wszystko jednak nie dowiedziała się nic innego, niż powiedziano Damianowi. Około 23 wrócili do domu Dagmara, dziewczyna Damiana postanowiła, że nie może jego teraz samego zostawić i nocowała u niego. Mama od razu zadzwoniła i powiadomiła o wszystkim ich tatę, który obiecał, że najdłużej za dwa dni będzie w Polsce przy córce.
Bartek i Laura jako że poczuwali się jak rodzeństwo Wiktorii byli załamani. Chłopak odwiózł ją pod sam dom, żeby się sama nie poruszała w nocy po mieście. Stali chwilę na klatce schodowej, kiedy ona wtuliła się mocno w niego i się rozpłakała, stał tak 10minut przytulając ją mocno do siebie i powtarzając, że wszystko będzie dobrze, że Wiktoria zawsze była uparta i wygra tą walkę , wygra najważniejszą walkę w swoim życiu, WYGRA JĄ. Laura trochę się uspokoiła odsunęła się delikatnie od niego, otarła brudną od tuszu twarz , chwyciła chłopaka za rękę
-Nie odchodź- powiedziała głosem małej dziewczynki
-Nie zostawię Cię, nie bój się- powiedział wtulając znowu twarz w jej włosy
-Nie, nie o to mi chodzi. Nie odchodź teraz. Chodź do mnie.- odrzekła kierując się ku schodom na górę. Chłopak lekko zdezorientowany poszedł za nią. Weszli do domu rozebrali się i opowiedzieli wszystko mamie Laury, przy czym dziewczyna znowu się popłakała a Bartek ciągle ją obejmował, okazując jej tym, że może na niego liczyć, że on JEST i ma zamiar BYĆ. Jej mama ani chwili się nie zastanawiała, poszła po ręcznik wręczyła go chłopakowi i w ogóle nie chciała słyszeć, że on nie będzie u nich spał. Laura poszła się myć pierwsza, a Bartek z mamą zrobili kolacje. Gdy dziewczyna wyszła zjedli razem jajecznice i to Bartek poszedł się tym razem myć. Po jakiś 15minutach wyszedł w spodenkach które dostał od mamy Laury i bez podkoszulki i udał się na sam koniec długiego korytarza gdzie znajdował się pokój dziewczyny, przechodząc obok salonu życzył jej mamie dobrej nocy. Wszedł do pokoju, w którym panował półmrok, dziewczyna siedziała w krótkich spodenkach i topie na szerokim parapecie z otwartym oknem. Bartek podszedł do niej narzucił na nią koc i zamknął okno, położył się z głową na jej kolanach, a ta zaczęła głaskać go po włosach spoglądając na mieniące się tysiącami barw uśpione już miasto
-Będzie dobrze kochanie- powiedział Bartek całując ją w nadgarstek.
-Mam nadzieję, mam nadzieję-powtórzyła dwa razy. Chłopak wstał wziął ją na ręce razem z kocem i położył do łóżka.
-Teraz musisz iść spać, bo będziesz jutro bardzo zmęczona-powiedział zabierając koc i przykrywając ją kołdrą. Po chwili położył się koło niej i czule ją do siebie przytulił. Dziewczyna obróciła się twarzą do niego i mocno go pocałowała. Ten lekko zdezorientowany delikatnie odwzajemniał pocałunki, lecz usta dziewczyny były natarczywe, coraz bardziej zachłanne. W pewnym momencie pocałowała go ostatni raz bardzo czule i delikatnie, położyła się jemu na nagą klatę, kładąc swoją dłoń na jego brzuchu
-Dziękuję-wyszeptała w cichą ciemną noc
-Za co?-zapytał Bartek kładąc jedną rękę na jej biodrze , a drugą na talii
-Za to, że jesteś- odpowiedziała po cichu całując go w klatę. On przytulił ją mocno do siebie cmokając we włosy. Po chwili usłyszał jej miarowy oddech i poczuł jak mięśnie jej się rozluźniają. Wsłuchany w jej delikatny oddech usnął po chwili.
Patryk całą noc nie mógł usnąć miał do siebie straszny żal, ciągle bił się z myślą jak on mógł jej to zrobić i że to przez niego ona teraz tam leży z zagrożeniem życia. Pół nocy przepłakał, on chłopak który prawie nigdy nie płacze, płakał pół nocy jak mały zagubiony chłopczyk... Dopiero w tak strasznej okoliczności uświadomił sobie jak bardzo ją kocha...
-Cholera przecież byli tacy szczęśliwi- powiedział z nerwami Bartek
-Nie wiem co jemu odbiło, ale widać, że najbardziej z nas to przeżywa.- odpowiedział mu Damian i ruszył do chłopaka. Podszedł i zobaczył zaczerwieniona twarz od płaczu, brudną od źle zmytej krwi po walce.
-Ej stary, idź do domu się prześpij. Wrócisz do niej rano- powiedział klepiąc Patryka po ramieniu. Chwilę marudził, ale w końcu dał się namówić i poszedł do domu. Pół godziny później do szpitala przyjechała roztrzęsiona mama Wiktorii, wypytała lekarzy o wszystko jednak nie dowiedziała się nic innego, niż powiedziano Damianowi. Około 23 wrócili do domu Dagmara, dziewczyna Damiana postanowiła, że nie może jego teraz samego zostawić i nocowała u niego. Mama od razu zadzwoniła i powiadomiła o wszystkim ich tatę, który obiecał, że najdłużej za dwa dni będzie w Polsce przy córce.
Bartek i Laura jako że poczuwali się jak rodzeństwo Wiktorii byli załamani. Chłopak odwiózł ją pod sam dom, żeby się sama nie poruszała w nocy po mieście. Stali chwilę na klatce schodowej, kiedy ona wtuliła się mocno w niego i się rozpłakała, stał tak 10minut przytulając ją mocno do siebie i powtarzając, że wszystko będzie dobrze, że Wiktoria zawsze była uparta i wygra tą walkę , wygra najważniejszą walkę w swoim życiu, WYGRA JĄ. Laura trochę się uspokoiła odsunęła się delikatnie od niego, otarła brudną od tuszu twarz , chwyciła chłopaka za rękę
-Nie odchodź- powiedziała głosem małej dziewczynki
-Nie zostawię Cię, nie bój się- powiedział wtulając znowu twarz w jej włosy
-Nie, nie o to mi chodzi. Nie odchodź teraz. Chodź do mnie.- odrzekła kierując się ku schodom na górę. Chłopak lekko zdezorientowany poszedł za nią. Weszli do domu rozebrali się i opowiedzieli wszystko mamie Laury, przy czym dziewczyna znowu się popłakała a Bartek ciągle ją obejmował, okazując jej tym, że może na niego liczyć, że on JEST i ma zamiar BYĆ. Jej mama ani chwili się nie zastanawiała, poszła po ręcznik wręczyła go chłopakowi i w ogóle nie chciała słyszeć, że on nie będzie u nich spał. Laura poszła się myć pierwsza, a Bartek z mamą zrobili kolacje. Gdy dziewczyna wyszła zjedli razem jajecznice i to Bartek poszedł się tym razem myć. Po jakiś 15minutach wyszedł w spodenkach które dostał od mamy Laury i bez podkoszulki i udał się na sam koniec długiego korytarza gdzie znajdował się pokój dziewczyny, przechodząc obok salonu życzył jej mamie dobrej nocy. Wszedł do pokoju, w którym panował półmrok, dziewczyna siedziała w krótkich spodenkach i topie na szerokim parapecie z otwartym oknem. Bartek podszedł do niej narzucił na nią koc i zamknął okno, położył się z głową na jej kolanach, a ta zaczęła głaskać go po włosach spoglądając na mieniące się tysiącami barw uśpione już miasto
-Będzie dobrze kochanie- powiedział Bartek całując ją w nadgarstek.
-Mam nadzieję, mam nadzieję-powtórzyła dwa razy. Chłopak wstał wziął ją na ręce razem z kocem i położył do łóżka.
-Teraz musisz iść spać, bo będziesz jutro bardzo zmęczona-powiedział zabierając koc i przykrywając ją kołdrą. Po chwili położył się koło niej i czule ją do siebie przytulił. Dziewczyna obróciła się twarzą do niego i mocno go pocałowała. Ten lekko zdezorientowany delikatnie odwzajemniał pocałunki, lecz usta dziewczyny były natarczywe, coraz bardziej zachłanne. W pewnym momencie pocałowała go ostatni raz bardzo czule i delikatnie, położyła się jemu na nagą klatę, kładąc swoją dłoń na jego brzuchu
-Dziękuję-wyszeptała w cichą ciemną noc
-Za co?-zapytał Bartek kładąc jedną rękę na jej biodrze , a drugą na talii
-Za to, że jesteś- odpowiedziała po cichu całując go w klatę. On przytulił ją mocno do siebie cmokając we włosy. Po chwili usłyszał jej miarowy oddech i poczuł jak mięśnie jej się rozluźniają. Wsłuchany w jej delikatny oddech usnął po chwili.
Patryk całą noc nie mógł usnąć miał do siebie straszny żal, ciągle bił się z myślą jak on mógł jej to zrobić i że to przez niego ona teraz tam leży z zagrożeniem życia. Pół nocy przepłakał, on chłopak który prawie nigdy nie płacze, płakał pół nocy jak mały zagubiony chłopczyk... Dopiero w tak strasznej okoliczności uświadomił sobie jak bardzo ją kocha...
wtorek, 6 września 2011
...Jak to wszędzie bywa, plotki o obcych ludziach roznoszą się z prędkością światła. I pewnie gdyby nie to, że nikt nie widział gdzie pobiegła Wiktoria, nikt nie wiedział gdzie ona jest , a każdy wiedział, że jej płaszcz został na hali, Patryk prawdopodobnie dostałby ostro wpierdol za to co jej zrobił, ale teraz najważniejsza była Wiktoria. Wszyscy jej szukali po całym mieście. Bartek i Laura przetrzepywali rejony koło hali sportowej. Daria, Angelika i Wojtek ich ulubione centra , Damian i Daga jeziorko , a Patryk wszystkie ICH miejsca. Przeszukał dokładnie skałki, ale nic tam nie znalazł ani śladu po jej obecności, to samo było z mostkiem. Było już ciemno i nawet on marzł w ciepłych dresach i kurtce. Miał do siebie tak cholerny żal, że nie mógł na siebie patrzeć w odbiciach szyb sklepowych, chciałby wrócić 2 godziny wcześniej i nie robić tego , nie wyżywać się na niej, dlaczego to ONA musiała podwinąć się jemu pod rękę, dlaczego on musiał być tak nerwowy. Popchnął kobietę, swoją kobietę, kobietę którą kochał ''KURWA nawet jej tego jeszcze nie powiedziałem!'' pomyślał i nogi same poniosły go do parku. Było już strasznie ciemno.. Przeszedł każdą ścieżkę, na której mogła być. Miał już wychodzić z parku, gdy nagle zauważył na podłodze coś ciemnego ''szalik'' pomyślał i ruszył biegiem w tamtą stronę. Na środku parku znajdowała się mała stara zapomniana przez wszystkich fontanna obrośnięta różami, miał nadzieję, że znajdzie ją tam, ale niestety jej nie było, miał już iść stamtąd, ale jednak zauważył coś z drugiej strony, poszedł tam delikatnie i zauważył ją. Najważniejsza dziewczyna jego życia leżała na ziemi, cała blada z sinymi, aż fioletowymi ustami, bez żadnego ruchu. Podbiegł szybko do niej i zbadał puls, był wyczuwalny lecz bardzo słaby, nałożył jej szybko swoją kurtkę i zadzwonił po pogotowie. W karetce powiadomił Damiana i resztę ludzi, że jadą właśnie do szpitala. Od razu po wejściu zostawili jego samego na korytarzu z natłokiem myśli a ją gdzieś zabrali, nie powiedzieli jemu NIC, kompletnie nic. Tak strasznie się bał, bał się że coś jej się stanie, że już nigdy nie zobaczy jej pięknych oczu, doskonałej sylwetki, i tego słodkiego uśmiechu, że nie usłyszy jej słodkiego, a zarazem śmiesznego śmiechu, że już nigdy więcej nie wtuli się w nią i nie poczuje słodkiej woni jej perfum, że już nigdy nie będzie dane mu cieszyć się tym, że ona po prostu jest , że jej klatka piersiowa unosi się pobierając każdą sekundę życia- a to przez NIEGO to właśnie przez niego, to on to zrobił, wyrządził krzywdę osobie którą kochał, osobie która prawdopodobnie kochała jego.. Niepotrzebnie powtórzył jej te brednie których nasłuchał się od jej 'przyjaciela' rzeczy które były mówione z zazdrości, ale nigdy nie wybaczy sobie tego, że podniósł na nią rękę.
Przemyślenia przerwała mu 'rodzina' Wiktorii która wbiegła szybko do szpitala, wstał do nich kompletnie nic nie ogarniając, każdy się przekrzykiwał zadając pytania, chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, w tym momencie z sali wyszedł lekarz
-Państwo są rodziną?-zapytał sceptycznie patrząc na hołotę na korytarzu
-Tak, ja..ja jestem bratem-odpowiedział Damian stając przed lekarzem
-ja też !-krzyknął Bartek kładąc rękę na ramieniu Damiana. Patryk stanął po drugiej stronie, a reszta z tyłu
-Stan dziewczyny jest tragiczny, miała okropnie wychłodzony organizm, ma odmrożone dłonie i stopy. Jeszcze pół godziny i krew zaczęłaby zamarzać i nie dałoby rady przywrócić jej czynności życiowych. Jak na razie musi pozostać w śpiączce farmakologicznej. Jeżeli jej stan się poprawi w ciągu 24 godzin pomyślimy nad wybudzeniem jej. Proszę się nie martwić, to młoda silna dziewczyna, na pewno się z tego wyliże.- powiedział lekarz klepiąc Damiana po ramieniu- Oczywiście można do niej wejść, ale tylko na chwilę- dodał odchodząc
-Idę zadzwonić do mamy- powiedział roztrzęsiony Damian. Patryk bez chwili zastanowienia poszedł do swojej dziewczyny. Położył rękę na klamce, trząsł się cały w środku, wszedł powoli i to co zobaczył nie mieściło się jemu w głowie. Jego dziewczyna, jego maleństwo , leżało nago, przykryta tylko jakąś szmatą na środku wielkiego szpitalnego łóżka, miała jakąś rurę w buzi, i do rąk poprzyczepiane jakieś małe rureczki, w całej sali było słychać szmer urządzeń, przerywanych pikaniem aparatu mierzącego poprawność działania serca. Podszedł do niej ze strachem i złapał ją za rękę. W tym momencie łzy pociekły mu po policzkach, to już nie była ta sama ciepła rączka kochanej Wiki, to było lodowaty kawałek ciała bez żadnej oznaki życia..
-Kocham Cię- wyszeptał, położył głowę na jej brzuchu i popłakał się na dobre...
Przemyślenia przerwała mu 'rodzina' Wiktorii która wbiegła szybko do szpitala, wstał do nich kompletnie nic nie ogarniając, każdy się przekrzykiwał zadając pytania, chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, w tym momencie z sali wyszedł lekarz
-Państwo są rodziną?-zapytał sceptycznie patrząc na hołotę na korytarzu
-Tak, ja..ja jestem bratem-odpowiedział Damian stając przed lekarzem
-ja też !-krzyknął Bartek kładąc rękę na ramieniu Damiana. Patryk stanął po drugiej stronie, a reszta z tyłu
-Stan dziewczyny jest tragiczny, miała okropnie wychłodzony organizm, ma odmrożone dłonie i stopy. Jeszcze pół godziny i krew zaczęłaby zamarzać i nie dałoby rady przywrócić jej czynności życiowych. Jak na razie musi pozostać w śpiączce farmakologicznej. Jeżeli jej stan się poprawi w ciągu 24 godzin pomyślimy nad wybudzeniem jej. Proszę się nie martwić, to młoda silna dziewczyna, na pewno się z tego wyliże.- powiedział lekarz klepiąc Damiana po ramieniu- Oczywiście można do niej wejść, ale tylko na chwilę- dodał odchodząc
-Idę zadzwonić do mamy- powiedział roztrzęsiony Damian. Patryk bez chwili zastanowienia poszedł do swojej dziewczyny. Położył rękę na klamce, trząsł się cały w środku, wszedł powoli i to co zobaczył nie mieściło się jemu w głowie. Jego dziewczyna, jego maleństwo , leżało nago, przykryta tylko jakąś szmatą na środku wielkiego szpitalnego łóżka, miała jakąś rurę w buzi, i do rąk poprzyczepiane jakieś małe rureczki, w całej sali było słychać szmer urządzeń, przerywanych pikaniem aparatu mierzącego poprawność działania serca. Podszedł do niej ze strachem i złapał ją za rękę. W tym momencie łzy pociekły mu po policzkach, to już nie była ta sama ciepła rączka kochanej Wiki, to było lodowaty kawałek ciała bez żadnej oznaki życia..
-Kocham Cię- wyszeptał, położył głowę na jej brzuchu i popłakał się na dobre...
Wiktoria wstała koło 12 na walkę miała być na 18 więc powoli ugotowała obiad posprzątała i poszła się ogarniać. O 17 była już zwarta i gotowa czekała tylko na Damiana, Dagę, Bartka, Laurę, Angele, Darię i Wojtka razem dwoma samochodami pojechali na walkę do Patryka. Dojechali tam jakoś w pół do osiemnastej , tym razem jednak Patryk nie załatwił im miejsc ''za kulisami'' ale Wiktoria stwierdziła, że to pewnie dlatego, że to już ważna walka czy coś, może nie mógł. Mieli miejsca w 3 rzędzie więc też bardzo dobrze. Około 18 zaczęła się cała walka. Dziewczyna wiedziała jak dużo znaczy dla jej chłopaka wygrana, wiedziała ile pracy, siły i wyrzeczeń włożył w to, żeby teraz być tam gdzie jest, widziała po nim jak bardzo się stresuje, jak ściśnięte ma mięśnie twarzy. Oboje zostali przedstawieni i gong oznaczył rozpoczęcie walki. Ona była tak strasznie zdenerwowana, że nie pamięta nic dokładnie, nie wie co się stało, nie wie jak do tego doszło, ale po 3 rundzie Patryk oberwał tak mocno, że jego przeciwnik rozwalił mu łuk brwiowy, nie dało się tego w żaden sposób zatamować. Walka została przerwana a tymczasowym zwycięzcom został ten drugi chłopak. Wiktoria miała łzy w oczach bo widziała jak cholernie wkurwiony jest Patryk. Sędzia zakończył walkę i chłopak wybiegł do szatni , Wiktoria nie myśląc ani chwili dłużej pobiegła za nim nie patrząc na protesty wszystkich w koło. Schodziło się na dół , dziewczyna nie widziała gdzie on poszedł. Jedne drzwi - nie, drugie- nie, trzecie-nie, w końcu za 4 drzwiami weszła do jakiejś sali w której panował pół mrok , na środku wisiały 3 worki treningowe , była cała ściana w lustrach i na środku stał on- jej własne, jednoosobowe, zielonookie, umięśnione SZCZĘŚCIE. Stał tyłem do niej z pięściami zaciśniętymi. Weszła do salki, panowała tam grobowa cisza, którą przerywał nierówny oddech chłopaka i stukot jej obcasów. Podeszła do niego przytuliła się do niego od tyłu, nie zwracała uwagi na to, że jest cały spocony, że jest tak mokry, że zaraz będzie miała mokra sukienkę. Chłopak odskoczył od niej jak oparzony
-Kotku-powiedziała po ciuchu .
-Wyjdź stąd-wysyczał przez zęby
-Patryk- powiedziała przytulając się do niego. Chłopak zabrał jej ręce i powtórzył -WYJDŹ- dziewczyna załapała jego za nadgarstki i przytuliła się jeszcze raz. On jakby wpadł w furię, zaczął głośniej i szybciej oddychać, dziewczyna była tak mocno do niego przytulona, że nie dał się jej wyrwać, w końcu w furii popchnął ją tak, że odbiła się plecami i głową od worka, który stał metr za nią i krzyknął ''ZOSTAW MNIE KURWA IDIOTKO !''. Momentalnie napłynęły jej łzy do oczy nie wiedziała co powiedzieć wychlipała tylko ''Ale Patryk''
-Nie, nie ale Patryk kurwa ! nie wiesz ile mnie kosztowało, to żeby znaleźć się tutaj gdzie jestem ! To przez Ciebie ostatnie 2 miesiące zawaliłem treningi PRZEZ CIEBIE ! Gdyby nie to , dzisiaj zostałbym mistrzem polski juniorów, a teraz co mam NIC !
-masz mnie- powiedziała podchodząc do niego
-Ciebie ?! Proszę Cię ! w chuja mnie robisz, myślisz że mi ten Twój cały przyjaciel nie powiedział, jaka TY jesteś.. Udajesz taką grzeczną i w ogóle, myślisz że możesz mieć wszystko i wszystkich bo jesteś modelką ?!- krzyczał te wszystkie straszne słowa z taką nienawiścią. Wiktoria wiedziała, że nie była święta ale to dla niego się zmieniła, zaangażowała się, a on teraz takie coś jej powiedział. Łzy spływały jej po policzkach.
-Co teraz udajesz że jest Ci przykro?! Płaczesz?!- krzyknął łapiąc ją mocno ZA mocno za nadgarstek i przyciskając do worka .
-puść!-krzyknęła przez łzy, popatrzała jemu w oczy i zobaczyła jak obudził się jakby z amoku. Popatrzał na nią znowu tymi ciepłymi zielonymi oczami. Wiktoria oswobodziła nadgarstki i odwróciła się do wyjścia , a tam stali koledzy i trener Patryka. Wybiegła stamtąd cała zapłakana. Słyszała jeszcze za sobą tylko wołanie Patryka i jego kłótnie z trenerem. Biegła ciągle przed siebie niekończącymi się korytarzami, aż w końcu trafiła do wyjścia ewakuacyjnego. Wybiegła na dwór i poczuła przerażające zimno, było prawie 5stopni na minusie, a jej płaszcz był w szatni. Poszła cała zapłakana przed siebie bijąc się z myślami. Nadal nie mogła uwierzyć, że Patryk był w stanie ją popchnąć, że był w stanie tak strasznie mocno złapać ją za nadgarstki, że był w stanie powiedzieć te wszystkie słowa.. Patryk.. Jej Patryk.. Była godzina 19.. Ciemno, zimno pusto. Dziewczyna udała się do parku. Do parku, którego obiecała tacie i Patrykowi, że nie będzie chodziła sama.. Wchodząc poczuła nieprzyjemne uczucie strachu, a mróz chłodził już każdy kawałek jej drobnego ciała...
-Kotku-powiedziała po ciuchu .
-Wyjdź stąd-wysyczał przez zęby
-Patryk- powiedziała przytulając się do niego. Chłopak zabrał jej ręce i powtórzył -WYJDŹ- dziewczyna załapała jego za nadgarstki i przytuliła się jeszcze raz. On jakby wpadł w furię, zaczął głośniej i szybciej oddychać, dziewczyna była tak mocno do niego przytulona, że nie dał się jej wyrwać, w końcu w furii popchnął ją tak, że odbiła się plecami i głową od worka, który stał metr za nią i krzyknął ''ZOSTAW MNIE KURWA IDIOTKO !''. Momentalnie napłynęły jej łzy do oczy nie wiedziała co powiedzieć wychlipała tylko ''Ale Patryk''
-Nie, nie ale Patryk kurwa ! nie wiesz ile mnie kosztowało, to żeby znaleźć się tutaj gdzie jestem ! To przez Ciebie ostatnie 2 miesiące zawaliłem treningi PRZEZ CIEBIE ! Gdyby nie to , dzisiaj zostałbym mistrzem polski juniorów, a teraz co mam NIC !
-masz mnie- powiedziała podchodząc do niego
-Ciebie ?! Proszę Cię ! w chuja mnie robisz, myślisz że mi ten Twój cały przyjaciel nie powiedział, jaka TY jesteś.. Udajesz taką grzeczną i w ogóle, myślisz że możesz mieć wszystko i wszystkich bo jesteś modelką ?!- krzyczał te wszystkie straszne słowa z taką nienawiścią. Wiktoria wiedziała, że nie była święta ale to dla niego się zmieniła, zaangażowała się, a on teraz takie coś jej powiedział. Łzy spływały jej po policzkach.
-Co teraz udajesz że jest Ci przykro?! Płaczesz?!- krzyknął łapiąc ją mocno ZA mocno za nadgarstek i przyciskając do worka .
-puść!-krzyknęła przez łzy, popatrzała jemu w oczy i zobaczyła jak obudził się jakby z amoku. Popatrzał na nią znowu tymi ciepłymi zielonymi oczami. Wiktoria oswobodziła nadgarstki i odwróciła się do wyjścia , a tam stali koledzy i trener Patryka. Wybiegła stamtąd cała zapłakana. Słyszała jeszcze za sobą tylko wołanie Patryka i jego kłótnie z trenerem. Biegła ciągle przed siebie niekończącymi się korytarzami, aż w końcu trafiła do wyjścia ewakuacyjnego. Wybiegła na dwór i poczuła przerażające zimno, było prawie 5stopni na minusie, a jej płaszcz był w szatni. Poszła cała zapłakana przed siebie bijąc się z myślami. Nadal nie mogła uwierzyć, że Patryk był w stanie ją popchnąć, że był w stanie tak strasznie mocno złapać ją za nadgarstki, że był w stanie powiedzieć te wszystkie słowa.. Patryk.. Jej Patryk.. Była godzina 19.. Ciemno, zimno pusto. Dziewczyna udała się do parku. Do parku, którego obiecała tacie i Patrykowi, że nie będzie chodziła sama.. Wchodząc poczuła nieprzyjemne uczucie strachu, a mróz chłodził już każdy kawałek jej drobnego ciała...
Subskrybuj:
Posty (Atom)