..Wiktorię wypisano dzisiaj ze szpitala. Po tygodniu pobytu w szpitalu wybudzono ją ze śpiączki, jej stan się poprawił, jednak nie chciała z nikim rozmawiać do nikogo się nie odzywała, a pielęgniarki poprosiła żeby nie wpuszczały do niej Patryka. Od pamiętnego zajścia po walce nie widziała jego, wiedziała tylko od nich, że codziennie do niej przychodzi. Nie chciała go widzieć, nie wiedziała też co się z nim dzieje. Dzisiaj już się czuła dobrze i od rana w domu strasznie jej się nudziło, była tak załamana tym co się stało, że nie cieszyła ją nawet obecność taty. Wiktoria chodziła z kąta w kąt nie rozmawiając z nikim, chwilę tylko pogadała z Laurą, która przyszła z Bartkiem, ale później zbyła ja tym że chce się położyć spać. Następnego dnia wstała normalnie i poszła do szkoły. Tam wszyscy do niej podchodzili , pytali jak się czuję fizycznie i psychicznie , po pewnym czasie zaczęło ją to denerwować i kolejnych ciekawski zbywała półsłówkami. Nie można było powiedzieć, że jej stan psychiczny wracał tak szybko do normalności jak fizyczny, ale Wiktoria słynęła z tego, że była świetną aktorką. Lekcje w szkole minęły jej dość szybko, z racji tego że dzisiaj kończyła po 12. Dziewczyny próbowały ją namówić na jakąś kawę i ciastko, ale nie bardzo miała na to ochotę. Od razu po szkole miała zamiar udać się do domu, ale bezmyślnie skręciła do parku. Przechodząc przez niego przypominały jej się wszystkie spędzone chwile z Patrykiem, ich kłótnie o ćpanie, ich ławkę i w końcu dotarła do opuszczonej fontanny. Gorące łzy delikatnie popłynęły po jej różowych od mrozu policzkach. Usiadła bezsilnie na ziemi i zobaczyła coś błyszczącego , wzięła to do ręki i dokładnie obejrzała. Był to bardzo stary łańcuszek z przywieszonym serduszkiem, na którym był wygrawerowany napisz ''na zawsze razem'' a po drugiej stronie data ''14.02.1956 rok'' dziewczyna otarła łzy i jeszcze raz obejrzała ziemie i wnętrze fontanny, myślała, że może coś jeszcze znajdzie ale już nic nie było. Wsadziła łańcuszek do kieszeni i wróciła do domu.
-Wiktoria chodź na obiad- krzyknęła mama od razu na wejściu dziewczyny do domu. Od kiedy wypisali ją ze szpitala, każdy się obchodzi z nią jak z jajkiem. Dziewczyna posłusznie zjadła obiad i poszła pospiesznie na górę do siebie. Rozebrała się, wyciągnęła naszyjnik, odpaliła laptopa i obejrzała jeszcze raz łańcuszek. Znalazła na nim nazwę jubilera, którą wpisała w wyszukiwarkę, za chwilę wyskoczył jej adres jubilera, przepisała go na karteczkę i poleciała. Jechała prawie 30minut przez całe miasto, w końcu wysiadła i poszła we wskazanym przez przechodnia kierunku. Dotarła to starej kamienicy, na której końcu znajdował się malutki jubiler. Z zewnątrz wyglądało to trochę obskurnie, ale gdy się weszło do środka było tam po prostu przepięknie. Wszystko znajdowało się w złoto-czerwonych tonacjach, było widać i czuć jeden wielki przepych. Za wielkim dębowym biurkiem siedział, siwy starszy pan wpatrujący się w jakieś papiery. Wiktoria podeszła do pana, ten zauważając ją ciepło się uśmiechnął
-w czym mogę pomóc panience?-zapytał z uśmiechem.
-Dzień Dobry, wiem, że pewnie nie będzie mi mógł pan pomóc, ale dzisiaj w starym parku na nowym mieście znalazłam ten łańcuszek-podała panu-i jest na nim nazwa pana sklepu i chciałabym jeżeli oczywiście to możliwe dowiedzieć się do kogo to należy, bo zapewne jest to ważne dla tej osoby i chciałabym jej to zwrócić.-powiedziała patrząc na miłego pana.
- wiesz teoretycznie nie mogę podać Ci takich informacji , ale poczekaj tutaj chwilę.-powiedział, uśmiechnął się i zniknął na zapleczu. Po około 10minutach wrócił
-Tak się składa, że właścicielką tego naszyjnika jest moja bardzo dobra znajoma i zadzwoniłem do niej i przedstawiłem Twoją sprawę i ona zgodziła się z Tobą spotkać. Tutaj masz adres pod który się udać, życzę Ci powodzenia i w zawsze możesz do mnie wpaść w odwiedziny.-powiedział ściskając dłoń dziewczyny i oddając jej naszyjnik razem z karteczką z nazwiskiem i adresem. Wiktoria pożegnała się z miłym panem i wyszła od jubilera i udała się na główną ulicę. Tam złapała taksówkę i podała kierowcy adres pod który ma ją zawieźć.
Jechała dość długo, bo aż za miasto. Kierowca zatrzymał się przed dużym dworkiem. Dziewczyna zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła. Szła powoli oglądając uważnie podwórko, podeszła do drzwi i zadzwoniła. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i na progu stanęła, starsza, siwa, malutka Pani...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz