...Jak to wszędzie bywa, plotki o obcych ludziach roznoszą się z prędkością światła. I pewnie gdyby nie to, że nikt nie widział gdzie pobiegła Wiktoria, nikt nie wiedział gdzie ona jest , a każdy wiedział, że jej płaszcz został na hali, Patryk prawdopodobnie dostałby ostro wpierdol za to co jej zrobił, ale teraz najważniejsza była Wiktoria. Wszyscy jej szukali po całym mieście. Bartek i Laura przetrzepywali rejony koło hali sportowej. Daria, Angelika i Wojtek ich ulubione centra , Damian i Daga jeziorko , a Patryk wszystkie ICH miejsca. Przeszukał dokładnie skałki, ale nic tam nie znalazł ani śladu po jej obecności, to samo było z mostkiem. Było już ciemno i nawet on marzł w ciepłych dresach i kurtce. Miał do siebie tak cholerny żal, że nie mógł na siebie patrzeć w odbiciach szyb sklepowych, chciałby wrócić 2 godziny wcześniej i nie robić tego , nie wyżywać się na niej, dlaczego to ONA musiała podwinąć się jemu pod rękę, dlaczego on musiał być tak nerwowy. Popchnął kobietę, swoją kobietę, kobietę którą kochał ''KURWA nawet jej tego jeszcze nie powiedziałem!'' pomyślał i nogi same poniosły go do parku. Było już strasznie ciemno.. Przeszedł każdą ścieżkę, na której mogła być. Miał już wychodzić z parku, gdy nagle zauważył na podłodze coś ciemnego ''szalik'' pomyślał i ruszył biegiem w tamtą stronę. Na środku parku znajdowała się mała stara zapomniana przez wszystkich fontanna obrośnięta różami, miał nadzieję, że znajdzie ją tam, ale niestety jej nie było, miał już iść stamtąd, ale jednak zauważył coś z drugiej strony, poszedł tam delikatnie i zauważył ją. Najważniejsza dziewczyna jego życia leżała na ziemi, cała blada z sinymi, aż fioletowymi ustami, bez żadnego ruchu. Podbiegł szybko do niej i zbadał puls, był wyczuwalny lecz bardzo słaby, nałożył jej szybko swoją kurtkę i zadzwonił po pogotowie. W karetce powiadomił Damiana i resztę ludzi, że jadą właśnie do szpitala. Od razu po wejściu zostawili jego samego na korytarzu z natłokiem myśli a ją gdzieś zabrali, nie powiedzieli jemu NIC, kompletnie nic. Tak strasznie się bał, bał się że coś jej się stanie, że już nigdy nie zobaczy jej pięknych oczu, doskonałej sylwetki, i tego słodkiego uśmiechu, że nie usłyszy jej słodkiego, a zarazem śmiesznego śmiechu, że już nigdy więcej nie wtuli się w nią i nie poczuje słodkiej woni jej perfum, że już nigdy nie będzie dane mu cieszyć się tym, że ona po prostu jest , że jej klatka piersiowa unosi się pobierając każdą sekundę życia- a to przez NIEGO to właśnie przez niego, to on to zrobił, wyrządził krzywdę osobie którą kochał, osobie która prawdopodobnie kochała jego.. Niepotrzebnie powtórzył jej te brednie których nasłuchał się od jej 'przyjaciela' rzeczy które były mówione z zazdrości, ale nigdy nie wybaczy sobie tego, że podniósł na nią rękę.
Przemyślenia przerwała mu 'rodzina' Wiktorii która wbiegła szybko do szpitala, wstał do nich kompletnie nic nie ogarniając, każdy się przekrzykiwał zadając pytania, chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, w tym momencie z sali wyszedł lekarz
-Państwo są rodziną?-zapytał sceptycznie patrząc na hołotę na korytarzu
-Tak, ja..ja jestem bratem-odpowiedział Damian stając przed lekarzem
-ja też !-krzyknął Bartek kładąc rękę na ramieniu Damiana. Patryk stanął po drugiej stronie, a reszta z tyłu
-Stan dziewczyny jest tragiczny, miała okropnie wychłodzony organizm, ma odmrożone dłonie i stopy. Jeszcze pół godziny i krew zaczęłaby zamarzać i nie dałoby rady przywrócić jej czynności życiowych. Jak na razie musi pozostać w śpiączce farmakologicznej. Jeżeli jej stan się poprawi w ciągu 24 godzin pomyślimy nad wybudzeniem jej. Proszę się nie martwić, to młoda silna dziewczyna, na pewno się z tego wyliże.- powiedział lekarz klepiąc Damiana po ramieniu- Oczywiście można do niej wejść, ale tylko na chwilę- dodał odchodząc
-Idę zadzwonić do mamy- powiedział roztrzęsiony Damian. Patryk bez chwili zastanowienia poszedł do swojej dziewczyny. Położył rękę na klamce, trząsł się cały w środku, wszedł powoli i to co zobaczył nie mieściło się jemu w głowie. Jego dziewczyna, jego maleństwo , leżało nago, przykryta tylko jakąś szmatą na środku wielkiego szpitalnego łóżka, miała jakąś rurę w buzi, i do rąk poprzyczepiane jakieś małe rureczki, w całej sali było słychać szmer urządzeń, przerywanych pikaniem aparatu mierzącego poprawność działania serca. Podszedł do niej ze strachem i złapał ją za rękę. W tym momencie łzy pociekły mu po policzkach, to już nie była ta sama ciepła rączka kochanej Wiki, to było lodowaty kawałek ciała bez żadnej oznaki życia..
-Kocham Cię- wyszeptał, położył głowę na jej brzuchu i popłakał się na dobre...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz